Rzecz o rozstaniu
Każde rozstanie jest inne. Różnimy się doświadczeniami, sytuacją życiową, planami na przyszłość, siłą związku, ale także poczuciem niezależności. Żyjąca w XIX wieku amerykańska poetka Emily Dickinson napisała nawet wiersz pt. „Rozstanie” („Parting”).
My life closed twice before its close;
It yet remains to see
If Immortality unveil
A third event to me,
So huge, so hopeless to conceive
As these that twice befell.
Parting is all we know of heaven,
And all we need of hell.
Dwa jego ostatnie wersety tłumaczą istotę rozstania – że zawiera w sobie wszystko to, co powinniśmy wiedzieć o niebie, a jednocześnie też o piekle. Jak więc przez nie przejść? Jak rozpocząć nowy etap życia z tak bolesną blizną?
Rozstanie to dla większości traumatyczny moment w życiu. Każde rozstanie wiąże się ze stratą, która z kolei wiąże się z żałobą. Zarówno po śmierci bliskiej osoby, jak i po rozpadzie związku przechodzimy przez pewne fazy rozstania. Pierwsza z nich jest wyparcie, czyli uparte zaprzeczanie temu, co się wydarzyło. Trzymamy się wówczas nadziei, że wszystko wróci do starego porządku. Następnie pojawia się gniew. To etap, na którym szukamy winnego naszej sytuacji, aby móc zrzucić z siebie poczucie odpowiedzialności. Dominuje wtedy złość albo pretensje do świata i losu. Potem przychodzi faza targowania się, w której poszukujemy sposobu, jak odzyskać to, co utraciliśmy – partnera, status życiowy albo przynajmniej nadzieję na to, że powrót do dawnego życia jest możliwy. By nie odczuwać bólu, negocjujemy sami ze sobą: „może, jak schudnę lub zadbam o siebie, zmienię pracę bądź nauczę się języka obcego, to sytuacja się odwróci. Przedostatnia przychodzi depresja rozumiana jako etap przygnębienia, w którym wszystko wydaje się nie mieć sensu. Chociaż ten stan męczy nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, jest konieczny, by przejść do piątej, ostatniej fazy rozstania – akceptacji. Na tym etapie przestajemy walczyć o złudzenia i godzimy się z tym, co nieodwracalne. Zaczynamy poszukiwać sposobu na nowe życie, spotykać się z ludźmi i odkrywać zainteresowania. Dopiero wtedy możemy zacząć budować naszą nową rzeczywistość.
Pewnie wielu z nas, stojąc u progu rozstania, zastanawia się, czy można uniknąć bólu z nim związanego, czy można od razu przeskoczyć do fazy akceptacji? Niestety do pełnego pogodzenia się ze stratą potrzebne są wszystkie powyższe fazy. Utknięcie w którejś z wcześniejszych faz niesie ze sobą różne doświadczenia, jak ból i cierpienie, nadzieję na powrót partnera, chęć zemsty, co kotwiczy nas w przeszłości i nie pozwala ruszyć z miejsca. Nie da się jednak od razu przejść do akceptacji, gdyż każda strata wiąże się ze zmianą, a ta również wymaga różnych uczuć i emocji, aby dokonała się na dobre – od gniewu i złości, które dają siłę, poprzez ból i cierpienie, aż do smutku, który przynosi tzw. katharsis, czyli oczyszczenie.
Jak długo trwa przejście przez te fazy? Jak długo będziemy cierpieć po rozstaniu? Nie da się tego jednoznacznie oszacować. Zwykle, tak jak w przypadku żałoby, cały cykl trwa ok. rok. Pamiętajmy, że człowiek jest istotą rytualną i potrzebuje cykliczności, a cykl społecznego funkcjonowania człowieka zamyka się mniej więcej w okresie 12 miesięcy. Raz w roku przypadają Wielkanoc i Boże Narodzenie. Tak samo raz na rok świętujemy urodziny, czy udajemy się na dłuższy urlop. Każde z tych wydarzeń musimy przeżyć w nowej sytuacji, bez partnera, każde z nich przejść i zaakceptować. I dopiero po ok. roku jesteśmy gotowi na nowe życie.
Ta gotowość może nadejść szybciej, doświadczenie terapeutyczne pokazuje jednak, że może to być oznaka próby ucieczki od uczucia straty. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której miesiąc po rozstaniu jesteśmy już gotowi na nową relację albo w ogóle nie odczuwamy straty. Mogłoby to oznaczać, że wcześniejsza relacja nie miała dla nas znaczenia (co czasami oczywiście się zdarza). Ale nawet wówczas konfrontujemy się z jakimś rodzajem straty (np. stratą czasu) i wtedy też możemy przeżywać rodzaj żałoby. Znacznie jednak częściej jest to efekt psychologicznych mechanizmów obronnych, takich jak wyparcie czy zaprzeczenie i chęć ucieczki od bólu i cierpienia. Choć w pierwszym momencie odczujemy ulgę, a nawet czasami rodzaj euforii czy ekscytacji związanej z nowym początkiem, to wcześniej czy później te wyparte emocje wrócą do nas np. pod postacią kłopotów ze snem, zaburzeń psychosomatycznych czy trudnością w zbudowaniu nowej relacji.
Renata Puk-Pietruszyńska
psychoterapeuta